poniedziałek, 26 maja 2014

Let it shine...

Van, to jest to Shine, o którym wspominałam :)

Opowiadanie zazębia się z pewnym wątkiem ze Srebrnej Łzy i jest niejako jego rozwinięciem i kontynuacją, stąd też nowa kategoria - Spin off.
______________________________________

Who can ever tell the color of a soul
And the memories we keep from long ago?
Do we ever really know each other's past?
You can't go back to before
But tomorrow will brings even more

Tkwił tam sam. Nie liczył innych kapłanów i kapłanek. Zwyczajnie się nie widywali. W świątyni spędzał cały czas. I tak od wieków. Pamiętał wszystko, co wydarzyło się na ziemi. Zmieniała się. Jednak Elision był cały czas niezmienny. Stały. Mógłby przysiąc, że nawet gdyby spotkała ją zagłada, Elision by trwał. Choć bez udziału snów i marzeń...

Każdy dzień wyglądał tak samo. Każdy był piękny, tak samo jak piękne były marzenia i sny. Oczywiście Były tu miejsca koszmarów i tajemnic. Jak w całym wszechświecie musiały się równoważyć. Były ogrody wspomnień - również jego. Nie chciał jednak tak chodzić. Jemu wystarczyło malowidło na suficie świątyni. Było ono ukryte pomiędzy innymi. Tylko jego wzrok mógł je odnaleźć. Różowowłosa dziewczynka i biały skrzydlaty jednorożec. Z każdym dniem tęsknił za nią coraz bardziej. Często wracał do wspomnień. Były jego jedyną radością. Zwłaszcza teraz, kiedy wiedział, że jej nigdy nie będzie. Teraz istniała tylko we wspomnieniach...

So when nothing's ever really carved in stone
Remember that your heart is holding on
And when every seconds melts up in the past
Don't be afraid it will end
Only fear that it never began

Doskonale pamiętał jej śmiech. Jej ciepło. Jej poważne pytania i determinację. Właśnie to sprawiło, że się w niej zakochał. Chyba mógł mieć nadzieję, że z wzajemnością. Była jego przyjaciółką i powierniczką. Pierwszą i jedyną, jaką do tej pory miał. Od czasu jego powrotu do Elisionu jej nie widział. I nie zobaczy. Należała do przeszłości. Niby wiedział, że jest tylko fałszywym wytworem przyszłości, stworzonym tylko po to, żeby Usagi miała o co walczyć, ale... Jakaś jego cząstka nie mogła i nie chciała się z tym pogodzić. Mimo, że od początku o tym wiedział, to nie był na to przygotowany. Nie w taki sposób... Zamknął oczy. Chyba jego jedynym wyjściem było życie ze wspomnieniami...

Z zadumy wyrwało go radosne rżenie Pegaza. No tak, ten zawsze z radością wita wszystkich. Jednak teraz było coś, co przykuło jego uwagę. Jakaś różowowłosa dziewczynka usiłowała go dosiąść. Pomyślał, że to niemożliwe. Przecież Chibiusa... Jednak kiedy podszedł bliżej zauważył różnice. Dziewczynka nie znała go. Miała zupełnie inny kolor oczu, ale coś w jej spojrzeniu... Uśmiechnął się. Astrid, bo tak się przedstawiła miała to samo spojrzenie. Odesłał ją z powrotem do domu. Wiedział jednak, że to spotkanie nie było przypadkowe. Nadzieja, której zdawałoby się, że nie miał odżyła. Ona jeszcze o tym nie wiedziała, ale on, Helios już to wiedział. Po raz kolejny dostał szansę. I teraz jej nie zmarnuje...

Like the tide's gonna turn you will know, when it's cold
You're on your own but you're never alone
Shine, shine like the stars in the sky
Wipe your dust off you love
Let it shine...



3 komentarze:

  1. :) hmmm Helios też z niego był przystojniak :) fanka 12

    OdpowiedzUsuń
  2. heheh :) całkiem przyjemna piosenka ^^

    a spin off równie przyjemny :) Helios jest fajną postacią, ale znacznie lepiej rozbudowaną w mandze moim zdaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super melodia, opowiadanie też fajnie się czyta! :) Przy okazji zapraszam do mnie: http://shizayaever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń